sobota, 6 marca 2010

A może by tak tildę...

Od jakiegoś czasu zaczęło we mnie roznąć pragnienie posiadania tildy. Co prawda na szyciu zbytnio sie nie znam, ale mimo to postanowiłam spróbować... skutki były opłakane :( 3 godziny ręcznego szycia (córcia juz spała i nie chciałam jej budzić maszyną) na darmo. Po pierwsze zły materiał, który sie bardzo strzępił i pruł a po drugie zły wykrój a właściwie jego brak, bo cięłam zupełnie z głowy i "na żywca". Szkoda trochę, bo się narobiłam. Na pocieszenie zrobił sobie poduszeczkę na igły w kształcie kwiatka  :) Wyszła... średnio, ale za to już ją ponakłuwałam igłami i szpileczkami :D
Wracając jednak do tildy, postanowiłam, że sie nie poddam i będę nadal próbowała. Zrobiłam dzisiaj napad na ciuchland i wyszłam z reklamówką szmatek :D Muszę przyznać, że upolowałam kilka ciekawych okazów za śmiesznie małe pieniądze. Zaprezentowałabym, ale właśnie sie suszą :)  Może jutro cyknę parę fotek.

4 komentarze:

  1. czekam na zdjęcia ;) tildy też, zaciekawiłaś mnie ;)

    sama muszę się wybrać do ciucholandu, bo dawno nie byłam. Z tydzień ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na wszystkie zdjęcia! Szczególnie koszyczka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też jestem ciekawa tildy i koszyczka :)Poza tym dobrze, że już wiesz czego potrzebuje organizm, a lekarz... brak słów, ale nie jest odosobniony, strach się leczyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na fotki tildowe :))Promyki słonka posyłam :)

    OdpowiedzUsuń